sobota, 5 lutego 2022

#108 Justice League (N52) vol. 1 Origin

Lektura JL Origin z New 52 przypomina mi pierwsze 6 zeszytów Ultimate X-men. Fabuła pędzi na złamanie karku, dużo postaci jest wprowadzane i przedstawiane sobie nawzajem zaledwie na kilku stronach, dialogi wartkie, "szczekające", dużo zgryźliwości. ma to swoje dobre i złe strony. Komiks przypomina popcornowy blockbuster, szybko się rozkręca i na co drugiej stronie pojawia się jakiś zabieg mający na celu wprowadzić efekt "wow". Udało się przedstawić całą główną obsadę w jednym tomie, który jest skrojony pod osobę, która nie czytała wcześniej nic, jedynie kojarzy bohaterów z innych popculturowych mediów. Dzięki temu zapoznanie mamy już za sobą i można cisnąć kolejne wątki. Ale niestety nic poza tym nie wnosi, ot efekciarskie sprawdzenie obecności przed rozpoczęciem lekcji 🙂

Co do rysunków, to przyznam szczerze, że one mnie bardziej zachęcają do czytania niż scenariusz. Lee to dobry rzemieślnik o reputacji z jedną z najdłuższych historii w komiksach. Sprawnie posługuje się bardzo detalicznym rysunkiem. dużo bardziej przypada mi do gustu jego wyrobiony, możliwe że nieco rozdmuchany, styl niż uproszczone szkicówki innych artystów. w tym miejscu sobie trochę pomarudzę na osławionego Jocka, który wg mnie jest mocno przereklamowany i wybił się jedynie dlatego, że jego styl jest bardzo specyficzny. Nie odpowiada mi jego niedbałość o detal, przesadzone dysproporcje i puste tła. Żeby nie było, że nie lubię stylizowanych minimalistycznych rysunków z zasady - jednym z moich ulubionych artystów jest Mike Mignola.