niedziela, 20 lutego 2022

#111 Swamp Thing Annual #5 (1989)

Późnym wieczorem wleciał ponad 30-letni annual Swamp Thinga z przejętej dostawy szmuglowanej do Czech. Fajnie się czyta komiksy, które dla odmiany nie są moim własnym wydatkiem. Korzystam z tego, że pomagając koledze w zdobyczach przewija mi się przez ręce towar, z którym w normalnych okolicznościach pewnie w ogóle nie byłoby mi dane obcować. Nawąchałem się, liznąłem (nie literalnie) klimat i cieszę się z doświadczenia. "Dłuższej recki" nie będzie, bo to za mało materiału, by jakkolwiek sensownie ocenić fabułę. Rysunki są fajne, detaliczne i realistyczne mimo technologicznych ograniczeń w uzyskaniu detalu. Krótsza historia składająca się na ten annual rysowana jest przez mojego ulubieńca Mignolę do scenariusza Gaimana. Główna postać tryska charakterem i ciekawie czyta się jej monolog. Inna sprawa, że runu zupełnie nie znam i ciężko mi docenić w szerszym kontekście.


Nawet nie oceniam za bardzo pisanej krótszej historii. Bo to trochę dłuższy prawie-monolog jednej postaci i nie ma tam żadnej akcji. Jak na zaledwie kilka stron komiksu, bardzo dobrze jest nakreślony charakter postaci (której w ogóle wcześniej nie znałem) i intrygujący, bo czytelnik łapie się sam, o czym ona właściwie bełkocze, ale po lekturze całości, zaczyna się krystalizować ciekawostka. Taki mały rodzynek.

Wiem, stwierdziłem, że za mało materiału, by napisać coś więcej, ale wczoraj przed snem chodziła mi po głowie ta historia i analizowałem. Broni się sama, mimo kilku drobnych odwołań do poprzedzających wątków (których nie czytałem), bo one jedynie wskazują na miejsce w szerszym runie, stanowią pretekst a nie są tak naprawdę istotnym przedmiotem scenariusza. Główny wątek kręci się wokół innych postaci (Swamp Thing jest nieobecny), które konfrontują ze sobą spojrzenie na kwestię pacyfizmu i używania przemocy. Pokazuje jak przeświadczenie o inności doprowadza do absurdalnych aktów przemocy a zmagania wielu służb i osób autorytarnych same prowadzą do eskalacji konfliktu, gdzie w końcu całym problemem zajął się z pozoru nic nie znaczący człowiek, który bezceremonialnie... porozmawiał. Nie czuję tu nadzwyczajnego moralizatorstwa, przedstawione sytuacje są oczywiście skrajne i fantastyczne, bo w końcu mają miejsce w komiksie a i przesłanie jest raczej subtelnie ukazane, choć czytelnie. Polemika z drugą stroną jest podjęta, bo jedna z postaci kreowana na największego dupka zdradza, że była kiedyś hipisem, ale zraziła się do ruchu pacyfistycznego, bo poczuła się oszukana obiecankami wizji pokoju. Przy czym pobudki tej postaci nie były idealistyczne, szukał wśród hipisów okazji do ćpania i wolnego od ograniczeń życia. To mówi samo za siebie. Wyszło mi streszczenie, ale przypadła mi do gustu tak prowadzona narracja, szczególnie, że kontrastuje ze świeżo czytanym The Nail, bo nie wali tak obuchem.

A, i jest tu Batman, ale tylko dla jednego "running joke" 😛